Sadełko, rzecz wiadoma - Pimpuś.
Przeuroczy i powszechnie znany zbiór wierszyków traktuje o licznych Pimpusia psotach i niesfornościach, które miały miejsce w pewnej elitarnej placówce edukacyjnej, prowadzonej przez panią Matusową, która - kierowana dobrocią serca, elementarną znajomością zasad PR oraz nowoczesnych nurtów myśli pedagogicznej - ze szkoły swojego męża "Pod Batogiem" uczyniła pensję sygnowaną "Kotem z Pierogiem".
Dziś Sadełko w wersji staroświeckiej oraz cukroklasycznej. W dzieciństwie korzystałam z wydania
Jadą, jadą dzieci drogą czyli z drugiej z wspomnianych wersji (z której pochodzi powyższy szyld szkoły).
Ilustracje : Anna Stylo-Ginter
Autor : Maria Konopnicka
Tytuł : Jadą, jadą dzieci drogą
Wydano : Nasz Księgarnia, Warszawa, Polska, 1991
Wydanie I.
Seria : Biblioteka Klasyki Dziecięcej
Co usprawiedliwi wszystko co poniżej - do wierszy Marii Konopnickiej mam wielką słabość. Wiadomo, że mamy do czynienia z klasyką. Jednak ta etykietka często ewokuje obraz dobrej cioci w kapciach, która coś tam na zapiecku ni to mruczy, nie to opowiada i chociaż słuchamy tego nie bez sentymentalnego wzruszenia, to jednak nie zaglądamy do niej za często. Ot, ramotka, której trudno się wyrzec.
Mam wrażenie, że twórczość Konopnickiej została obecnie trochę odsunięta w cień przez dorobek Tuwima, nie gorszy przecież, ale nieco inny w formie i charakterze. Wynika to zapewne z nagradzanej i udanej publikacji Wytwórni, która nadała utworom Łodzianina sznyt nowoczesności.
Gdyby zacząć od strony formalnej, to należy w pierwszej kolejności powiedzieć, że wiersze Konopnickiej są bardzo precyzyjne w akcentach, rymach, rytmie, co świadczy o mistrzowskim opanowaniu warsztatu. Nie lubię, gdy autor decydując się na klasyczną formę wiersza go nie dopieszcza, idzie na łatwiznę; pół biedy, jeśli rym jest niedokładny; prawdziwym problemem jest łamiąca się na umieszczonym za wcześniej lub za późno akcencie melodia wiersza, która sama w sobie powinna tworzyć magię. Ten rodzaj aksamitnego hipnotyzmu spotkamy w prawie każdym utworze poetki. Lektura wydobywa też z zapomnienia wiele rzadko dzisiaj używanych słów (ilu z nas nazwało ostatnio kogoś "swawolnikiem"?), choć uwaga jest to raczej oczywista.
Perspektywa, jaka rysuje się w tych utworach, jest bardzo udanym splotem widzenia dorosłego i dziecięcego. Widać to szczególnie dobrze w Pimpusiu. Fakt, spotyka się czasem morały, za którymi nie przepadam, ale co robić - czasem trzeba. Gdybym miała dokonać szybkiego i pobieżnego podziału tematyki, to zdecydowałabym się na utwory opowiadające historie i utwory opowiadające naturę. Częsta stylizacja ludowa, osadzenie akcji na zewnątrz, w lesie, na dworze, w sadzie - wprowadza nas w świat nie tak znowu bliski dzisiejszemu dziecku.
Cieszy mnie też, że w tekst wprowadzone są częste zwroty do czytelnika i ilustracje; lubię takie aktywizowanie. Spotyka się sądy AUTORYTETÓW, że bajki i baśnie powinny obywać się bez ilustracji, tak, by pozostawić maksymalną swobodę wyobraźni. Jestem wielką przeciwniczką takiego podejścia. Warto zauważyć, że żyjemy w czasach, w których rozpoznawanie różnego rodzaju systemów ikonicznych, czy mówiąc inaczej - "czytanie obrazów" jest jedną z najbardziej podstawowych umiejętności, jakie dziecko powinno nabyć. Po drugie - są ilustracje, które swoją metaforycznością, wieloznacznością, nie dającą przełożyć się na słowo, otwierają w głowach (małych i dużych) zupełnie nowe przestrzenie. Argument : bajki - tak, ilustracje - nie, jest dla mnie tak samo dobry jak mówienie, że możemy czytać książki, ale nie powinniśmy słuchać muzyki.
Ilustracje Anny Stylo-Ginter są słodkie, kolorowe i kwieciste i za to się je lubi (albo nie). Ja osobiście bardzo chętnie oglądałam Jadą, jadą dzieci drogą... czego widocznym skutkiem jest odpadnięcie okładki od bloku. Skojarzenie z paterką cukierków musiało być naprawdę silne, bo w Przygodach... zaznaczyłam ptaszkiem dwuwers "gdy zobaczył pełen talerz smakołyków na podołku". No, może po prostu byłam głodna. I nadal jestem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz