sobota, 26 września 2009

Ted



Ilustracje: Tony DiTerlizzi
Autor: Tony DiTerlizzi
Tytuł: Ted
Wydane: Aladdin Paperbacks, Simon&Schuster, New York, US, 2004.
Po raz I: 2001, US.

Ciekawa sprawa z tymi wymyślonymi przyjaciółmi, że u nas właściwie się ich nie spotyka. Nikt ze znajomych, przepytywanych osób nie posiadał takiego towarzysza, nie kojarzę też polskich animacji, sztuk teatralnych czy wreszcie książek, które opowiadałyby o wymyślonych przyjaciołach. Albo mamy misie, lalki, Plastusia czy dowolne ożywione przedmioty albo stworki, które choć nie występują w świecie zewnętrznym, to jednak wewnątrz świata przedstawionego są zupełnie na swoim miejscu i - by tak rzec - powszechnie dostępne. Na gruncie anglosaskim sprawa ma się zupełnie inaczej, czego najlepszym potwierdzeniem jest przebajeczny Dom dla zmyślonych przyjaciół Pani Foster (powinno być oczywiście Dom Pani Foster dla zmyślonych przyjaciół; takie już to moje notoryczne czepialstwo jest, że nie odpuszcza) oraz prezentowany tutaj Ted. Tony DiTerlizzi to bardzo znana postać, autor ilustracji do bestsellerowych Kronik Spiderwicka. Autor wart wspomnienia również ze względu na różnorodność stylistyk, po które sięga. Nagrodzona w 2003 r. Caldecott Honor Medal The spider and the fly utrzymana jest w estetyce grozy, niemego kina i burleski, przypominając produkcje Tima Burtona. Jimmy Zangwow's Out-Of-This-World Moon-Pie Adventure odsyła nas do magicznego klimatu chłopięcej przygody z lat pięćdziesiątych. Trzeba powiedzieć, że wszystkie jego prace są - o ile wolno mi się tak wyrazić - bardzo anglosaskie, mocno osadzone na amerykańskim gruncie; nie czynię z tego bynajmniej zarzutu. W osobnym miejscu skupię się na pozostałych książkach, do których mam dostęp, ta notka jest bowiem tylko o Tedzie. Purpurowo-różowy stwór pojawia się zaraz w pierwszym zdaniu; wyskakuje jak królik z kapelusza - po prostu przyszedł do nieco zaniedbywanego przez zapracowanego ojca chłopca i domaga się malin. Tak zaczyna się seria zabawnych, kolorowych i fantastycznych perypetii, z których każda jest opisana w króciutkim rozdzialiku. Oczywiście, nie może być tak, żeby dorosły od pierwszej chwili uwierzył w jakiegoś "wymyślonego" przyjaciela; w dodatku ojciec bierze pełną dobrych chęci zabawę za przykre psoty. Okazuje się jednak, że Ted wcale nie jest mu taki obcy... Pełna kolorów, ciepła i humoru opowieść, któej przesłanie jest jasne, jednoczące dorosłych ze światem dzieci; jej największą zaletą jest estetyczna stylizacja na lata sześćdziesiąte oraz ilustracyjny rozmach.




czwartek, 10 września 2009

Wszyscy - KRYJ SIĘ! - Tygrys w pociągu

Ilustracje : J. M. Szancer
Autorka: Zofia Szancer
Tytuł: Tygrys w pociągu
Wydane: Biuro Wydawnicze "Ruch", Warszawa, Polska, 1964.





Książeczka, objętościowo bardzo niewielka, świetnie nadaje się dla pasjonatów kolejnictwa, tygrysków i ciężkiej pracy. Oto w przedziale pociągu jadącego nad morze leży Janek z Tygryskiem. Ten ostatni, zgodnie ze swoim bajkowym emploi, jest zwierzęciem bardzo ciekawskim i aktywnym. Gdy chłopiec zmęczony usypia, Tygrysek postanawia sam odpowiedzieć sobie na szereg pytań, a przede wszystkim zwiedzić cały pociąg, a zwłaszcza lokomotywę. Czegóż to w tym pociągu nie ma, chciałoby się zapytać! Od kur w koszykach, przez piórka w kapeluszu, po pióropusze pary. Okazuje się jednak, że palacz z lokomotywy zapada w głęboki sen i nie dorzuca węgla do brzucha maszyny. Dzielny Tygrys oczywiście zastąpi go na stanowisku pracy i pomoże dowieźć pasażerów na czas.
Co przede wszystkim zwraca uwagę to przeurocze ilustracje Szancera. Warto kupić Tygrysa w pociągu tylko po to, żeby zobaczyć go w pięknym skoku z dachu wagonu na dach lokomotywy. Razem z ładnie opowiedzianą historią, która pokazuje wydarzenia z perspektywy dziecka (ludzkiego i tygrysiego), dostajemy szansę obserwowania dziarskiego, choć młodziutkiego jeszcze tygrocurka, który na tropie własnej ciekawości wywołuje sporo zamieszania, aby na koniec - z werwą i szacunkiem dla pracy- podjąć się najcięższego zadania. Zamiast zapytać Jak hartowała się stal spytajmy - czy nie widzieli gdzieś Państwo Tygrysa w pociągu?

wtorek, 8 września 2009

Co słonko widziało czyli Eko-klasyka :-)



Ilustracje: Bogdan Zieleniec
Autorka: Maria Konopnicka
Tytuł: Co słonko widziało. Wybór wierszy (wyboru dokonała dr Irena Skowronkówna)
Wydane: Nasza Księgarnia, Warszawa, Polska, 1957









sobota, 5 września 2009

Ołowiany dobosz albo pierwsza kadrowa




Ilustracje : Adam Kilian
Autor: Tadeusz Kubiak
Tytuł: Ołowiany dobosz
Wydane: Nasza Księgarnia, Warszawa, Polska, 1972 (wyd. I), 1980 (wyd. II).
Wydanie II.


Ołowiany dobosz jest wyliczanką w formie pętli (koniec z początkiem się zazębiają, więc można - jeśli ktoś uparty i nie mający nic lepszego do roboty - czytać na okrągło), która zdaje się spełniać dwa cele dydaktyczne : ma nauczyć co po kolei idzie po 1, po 2, po 3 etc. oraz przybliżyć dziecku organizację kadrową w wojsku (co zapowiada już tytułowy dobosz).
Wypuszczę na wolność moją czepialską skrupulatność albo skrupulatną czepialskość, a to z powodu dwóch błędów rzeczowych, na które oczywiście można, a może i należy przymknąć oko. Pierwsza sprawa - saper budujący mosty ("Ten drugi, w czapce na bakier, mosty buduje jak saper"). Według mojej najlepszej wiedzy saper mostów raczej nie buduje. Może takie a nie inne rozumienie funkcji sapera jest podyktowane nadmiarem autorskiego entuzjazmu - saper ocala przed zburzeniem, więc jakby buduje. Jest to równie przekonujące, co rym "bakier" - "saper". Drugi błąd polega na tym, że cała wyliczanka dotyczyć ma ołowianych żołnierzy, którzy są zwykle odlewani wedle tej samej proporcji, tzn. równi wzrostem (z oczywistym wyjątkiem kawalerii, która też jest równa wzrostem, tyle, że z małą poprawką na konia w kłębie). A tutaj dwóch żołnierzy jest wyższych od pozostałych. No, może się rozciągnęli w praniu, w końcu "ojciec - prać" a bitwa to nie przelewki. Tyle względem treści. (Recenzja jest od niej piętnaście razy dłuższa; wychodzi, że Ołowiany żołnierz to wielka literatura wymagająca obszernego komentarza).
Ilustracje Kiliana kuszą prostotą i czystym, "ciętym" geometrycznie kolorem. Postaci ładnie korespondują z tapetowo-boazeryjnym tłem. Chociaż jestem przeciwniczką działań militarnych, armii i wszelkich podobnych form deindywidualizacji - Ołowiany dobosz wydaje mi się przyjazny, bardziej związany z paradą niż z wojną.

piątek, 4 września 2009

Sroczka-białoboczka

Ilustracje: S. Pynina
Autor: -
Tytuł: Sroczka-białoboczka. Komi-piermiacka piosenka ludowa.
Wydane: Małysz, Moskwa, ZSRR, 1987.
Wydanie I [?]





Sroczkę po prostu kocham i tyle tylko mam na jej temat do powiedzenia, że cietrzew z koszem malin jest dla mnie w zupełności wystarczający jako powód do życia.

środa, 2 września 2009

Podwójne Sadełko - staroświeckie


Ilustracje: Józef Czerwiński
Autor: Maria Konopnicka
Tytuł: Szkolne przygody Pimpusia Sadełko
Wydane: Nasza Księgarnia, Warszawa, Polska, 1956
Wydanie III.