niedziela, 14 stycznia 2018

Monumentalne cuda i rekordy architektury. Atlas - recenzja

Zastanawialiście się, z jaką formą sztuki macie do czynienia najczęściej? W zależności od zawodu i upodobań można wskazać wiele obszarów twórczej aktywności człowieka, poczynając od książek, przez filmy, po muzykę, by wymienić najbardziej popularne. Istnieje jednak jeszcze jedna, niezbyt oczywista odpowiedź, która dla większości z nas okaże się prawdziwa. Jest nią architektura. To jedyna sztuka, w której da się zamieszkać i z którą – o ile nie opuścimy jej celowo – pozostajemy w kontakcie właściwie w sposób ciągły. Architektura od tysiącleci stanowi scenografię ludzkiego życia i właśnie ta oczywistość obcowania staje się największym wrogiem poznania jej, poświęcenia uwagi, na którą zasługuje.


Fakt ten znajduje odzwierciedlenie również na rynku książki ilustrowanej, który świetnie podchwytuje i odbija obowiązujące mody, replikując je w publikacjach adresowanych – w podstawowej intencji – do dzieci. Udało mi się odnaleźć w pamięci nie więcej niż 5 (sic!) współcześnie wydanych książek o architekturze skierowanych do młodego czytelnika, które niosły ze sobą walor poznawczy, a nie tylko rozrywkowy (jak np. udana skądinąd seria „Mamoko” autorstwa Mizielińskich, a zwłaszcza moja ulubiona gra/układanka „Mamoko na miasteczko”). Co ciekawe, bez wysiłku mogłabym wymienić więcej niż 5 adresowanych do dzieci tytułów o sztuce współczesnej, temacie w powszechnym rozumieniu znacznie bardziej hermetycznym, z którym zazwyczaj wchodzimy w dość sporadyczny kontakt. Niewielka ilość publikacji o architekturze to dziwna luka, która – mam nadzieję – szybko doczeka się wypełnienia.


Krokiem w tę stronę jest wydana w końcówce ubiegłego roku przez „Dwie siostry” archi-pozycja „Monumentalne cuda i rekordy architektury. Atlas”, przedruk francuskiej pracy duetu Sarah Favernier i Alexandre Verhille, wydanej w 2015 r. Monumentalna jest już sama książka, która mierząc niemal 40x30 cm głośno donosi o swojej obecności na każdym stoliku czy regale. Co rzuca się w oczy przy pierwszym spojrzeniu to także pieczołowita kompozycja ilustracji na okładce, dopracowane, choć niejednolite liternictwo i bogaty, ale dobrze współbrzmiący zestaw kolorów. Być może dla fanów bardziej oszczędnych rozwiązań książka wyda się nieco krzykliwa, ale skoro mają być „cuda i rekordy”, to listopadowa paleta po prostu nie przystaje. Co najistotniejsze, okładka wiernie oddaje styl ilustracji i sposób podawania tekstu w środku książki, a są one wielkim atutem tej propozycji.


Przyjęta formuła atlasu ma oczywiście swoje ograniczenia, jednak nie jest to fakt, na który należałoby się obrażać. Wyklejki zakomponowano wykorzystując chyba jedną z najpopularniejszych form obrazowania krajobrazów architektonicznych, czyli sylwetę. Nie zabrakło w niej sławnych wieżowców, pomników, ale też np. azjatyckich stup. Puryści mogliby doczepić się przeskalowanych postaci robotników, jednak – po pierwsze nie warto, a po drugie – dobrze podkreśla to fakt, że architektura, choćby najwspanialsza, pozostaje wytworem pracy ludzkich rąk. Warto wypatrzeć uroczy detal z dwoma siostrami, który stanowi tu pewną wisienkę na torcie.


Rolę spisu treści pełni tu mapa świata, która obejmuje wszystkie kontynenty, oprócz – co dość oczywiste – biegunów. Każdy kontynent to mniej więcej 6 stron rozkładówki w kolorem tła odpowiadającym oznaczeniu na mapie w spisie treści. Oznacza to ok. 35 budynków, które tworzą reprezentację lokalnej architektury. To oczywiście bardzo, bardzo mało. Ze zdziwieniem odkryłam, że w Ameryce Północnej nie oznaczono Fallingwater Franka Lloyda Wrighta, który to dom jest jednym z najsławniejszych obiektów dwudziestowiecznej architektury. Takich przykładów można by zapewne podać setki, jednak – co zrozumiałe – przy zakładanym formacie do pominięć musiało dojść i trzeba się z tym faktem po prostu pogodzić. Co szczególnie mnie cieszy w „Atlasie” to odejście od zachodocentryzmu i równe traktowanie architektury azjatyckiej, afrykańskiej, południowoamerykańskiej z tymi najbardziej opatrzonymi – europejską i północnoamerykańską. Podobnie egalitarne jest podejście autorów do czasu – nie zabraknie budynków antycznych, ale też pojawi się szeroka reprezentacja tych najbardziej współczesnych (aż do 2015 r. włącznie).


Pod względem treści każdy kontynentalny moduł otwiera uszczegółowiona mapa, zawierające informacja o ilości państw, powierzchni, różnicach czasowych, ilości mieszkańców, średniej gęstości zaludnienia i… średnich temperaturach w najcieplejszym i najchłodniejszym punkcie kontynentu. Po niej następuje 6 kluczowych stron na temat budynków i pomników; całość przedstawia się prosto i oszczędnie, w duchu infografiki. Każdy obiekt przedstawiony został jako syntetyczna grafika, zazwyczaj z sylwetkami ludzkimi dla zobrazowania skali (chyba, że ludzi „nie widać” przy ogromie budowli). Rysunkom towarzyszą szarfy z nazwą obiektu i zestaw różnorodnych informacji, począwszy od ciekawostek (ilość zużytych materiałów, wysokość, funkcja), przez informacje o kraju, gdzie dany obiekt się znajduje, latach i czasie trwania budowy, nazwisku architekta/nazwie biura projektowego po informacje o nagrodach czy umieszczeniu na liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Całość dopełniają drobne wyjaśnienia dotyczące użytych w tekście terminów.


Wielbiciele opisów, które tłumaczą „czemu budynek zachwyca”, nie mają tu czego szukać. Pod względem merytorycznym zdarzają się drobne uproszczenia czy przeinaczenia (np. zakwalifikowanie – głównie dla zobrazowania skali – Statuy Wolności do drapaczy chmur), ale widać, że za treścią stoją dosyć rzetelnie przeprowadzone poszukiwania „cudownych i rekordowych” faktów. Jednak pasjonaci prostych, chociaż nie prostackich grafik utrzymanych w oszczędnej, ale nie ubogiej palecie barw powinni być zachwyceni. Sposób obrazowania poszczególnych realizacji jest bardzo przemyślany i podkreśla to, co „gra” w danym budynku, co stanowi jego istotę. Jeżeli jest to nietypowe załamanie fasady, w którym odbijają się stojące nieopodal wieżowce – budynek będzie pokazany w taki sposób, by dobrze to wyartykułować. Jeżeli na pierwszy plan wybijają się detale – zostaną należycie podkreślone. Jeżeli o urodzie budynku decyduje bryła – zostanie ona pokazana w możliwie ciekawy sposób. Chwała Bogu zrezygnowano tu z fotografii, które przy tym natłoku kolorów i czcionek uczyniłyby tę książkę bardzo nieprzyjazną w czytaniu. Postawienie na grafikę i liternictwo, abstrahując od tego, że wpisuje się w obecne trendy, pozwoliło na stworzenie żywej, różnorodnej i ciekawej kolorystycznie, ale bardzo spójnej, „stabilnej dla oka” książki. Pieczołowita realizacja pomysłu i dbałość o edytorskie szczegóły czynią „Atlas” wartym swojej ceny.


 „Atlas” jest ciekawą pozycją wprowadzającą w świat architektury w różnorodnych jej przejawach geograficznych i historycznych, doskonałym materiałem wyjściowym do dyskusji o tym „czym to się je”. Rozmowy tej jednak nie ułatwia, ponieważ publikacja pozbawiona jest jakiegokolwiek wstępu, który przybliżyłby świat architektury, jej uwarunkowania, konteksty, sposoby i okoliczności jej tworzenia. Dostajemy świetnie zilustrowaną i autentycznie ciekawą (również dla dorosłych) kolekcję rozmaitych „najów” z drobnym komentarzem. Choć chciałoby się trochę więcej – i tak można spędzić z tą książką przyjemne godziny. Drugiego takiego tytułu na polskim rynku po prostu nie ma.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz