W języku angielskim istnieje niezbyt chwalebne, ale też nie pozostawiające niedomówień określenie „chic lit” – literatury przez niezbyt wielkie L pisanej z myślą o „nas, dziewczynach”. Bridget Jonesy, Diabły u Prady i cała reszta Niań w Nowym Jorku powołana została do życia, by bawić i krzepić oraz podtrzymywać wyobrażenie o dorosłej wersji koloru różowego. „Chic lit” ma też swoją odmianę dla niedorosłego odbiorcy, którą łatwo poznać po wybrokatowaniu, ozłoceniu i/lub generalnym sksiężniczkowaniu publikacji. Propozycja Muchomora – „Coco i jej mała czarna sukienka” Annemarie van Haeringen – stoi blisko granicy „mini chic lit”, ale jej nie przekracza.
Od strony graficznej książka wydaje się skazana na sukces komercyjny. Świetny, powszechnie rozpoznawalny design chanelowskiego flakonu i wyraziste kontrasty kolorystyczne powodują, że okładka magnetyzuje spojrzenie; przyjazne, delikatnie zinfantylizowane ilustracje wchodzą w oczy jak nóż w masło.
Pierwsza wyklejka inspirowana wykrojem krawieckim jest jedynym śmielszym pomysłem ilustratorskim w książce, a i on jest dość estetycznie „przycięty”, by nic nie zakłócało jego błogosławionej czytelności. A jednak nie można odmówić tej warstwie książki pewnego specyficznego uroku, jaki mają np. makaroniki. Autorka stawia na proste, żywe, a czasem nieco dowcipne ilustracje, w których pobrzmiewa graficzne echo Sempego. Ich kolory i słodycz, a prawdopodobnie również fotogeniczność, składają się na immanentną makaronikowatość oprawy graficznej tej publikacji, którą wiele odbiorców na pewno polubi aż do zasłodzenia.
Fabuła książki nie omija trudnych wątków z życia Coco Chanel (zwł. z najwcześniejszego jego etapu), pokazuje ogrom pracy potrzebny do zaistnienia i wybicia się na niepodległość, pionierskość pewnych rozwiązań i postaw, a jednak im dalej w tekst, tym bardziej PIĘKNE UBRANIA stają się najważniejsze na świecie, będąc uniwersalną receptą na wszelkie bolączki i potrzeby kobiecego życia. Zwieńczeniem tego typu myślenia jest kończące książkę zdanie „[Coco] Ubrana w zgrabny strój, nie jest już kopciuszkiem”. Abstrahując od niepotrzebnego przecinka – czy naprawdę o to chodzi w tej historii?
Propozycja Muchomora na pewno będzie świetnym prezentem dla osób, które nie usiłują zbawiać cywilizacji przez książki, a zwłaszcza dla mniejszych lub większych, przyszłych i obecnych entuzjastek świata mody. Widzę ją na szklanych stolikach w zakładach fryzjerskich i stomatologicznych, w salonikach mody dziecięcej i pastelowych kawiarniach, generalnie wszędzie tam, gdzie dzieci trzeba zająć czymś nieszkodliwym. Tylko tyle lub aż tyle – zależy czego szukacie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz