„Opowiedz
mi taką historię, by zdarzyło się w niej wszystko a nic się nie działo”. Mogę
sobie wyobrazić taką prośbę, zagadkę lub wyzwanie. Taką historią jest dzień z
życia dziecka. Świat widziany przez magicznego oko zdumienia, choćby wydawał
się chłodnym cynikom najbardziej banalnym, powtarzalnym i wydrenowanym z wrażeń
zdarzeniem, okazuje się być siedzibą tajemnic, marchią zjawisk i rzeczy
pisanych i przeżywanych Dużą Literą, ot – krainą wysyconej świadomości.
Uzyskanie
utraconego do niej paszportu wymaga pracy. Jedni decydują się na szkoły zen,
inni praktykują medytację, a jeszcze następni wybierają książki – ot choćby
takie jak „Skrzat nie śpi” Astrid Lindgren.
ilustracje Hadalda Wiberga
Suspens
jest wrogiem spokojnej kontemplacji, więc zdradzę Państwu charakterystyczny dla
tej książki brak puenty. Pośród zimowego pejzażu stoi zagroda. Mieszkający w
niej skrzat nie śpi. Postanawia obejść gospodarstwo i w końcu wraca do łóżka. Zagroda
stoi nadal na tle bieli.
Nie
mniej biały jest wiersz (proza poetycka?) prowadząca nas przez książkę. Astrid
Lindgren sparafrazowała tekst Victora Rydberga „Tomten” („Skrzat”) i o ile mogę
ocenić po angielskim tłumaczeniu oryginału – bardzo jej się to udało. Wersja
Szwedki zachowuje metafizyczny wymiar „Tomtena” i trafnie oddaje ducha
odwiecznej zagadki następowania po sobie zjawisk, podając go w współczesnej
formie, z dość równomiernie rozmieszczonymi, subtelnymi akcentami
filozoficznymi. Co kluczowe – robi to w swoim ciepłym, mądrym i bardzo pogodnym
stylu, który zjednał jej i zjednuje ciągle rzesze wiernych czytelników. Dzięki
temu tekst jest piękny i prosty jak naleśnik, który jednak przecież bardzo przypomina
księżyc, co odsyła jedzących w zupełnie inne rejony świata.
Wyrazy
uznania kieruję też do tłumaczki, Anny Węgleńskiej, która potrafiła znaleźć
język oddający charakter i ducha słów Astrid Lindgren. Wydawać by się mogło, że
tłumaczenie książek dla dzieci to fraszka – proste słownictwo i składnia, codzienne
tematy. Nic bardziej błędnego. Operując tak wąską paletą trzeba wykazać się nie
lada kunsztem, by obraz pozostał magnetyczny – a takie właśnie są udane teksty
dla dzieci i ich przekłady. „W taką noc ludzie kulą się w swoich małych domach
i pilnują ognia, żeby nie zgasł”, a ja doceniam subtelne inwersje i
upodmiotowienia, atmosferę wymykającą się odpowiedziom.
Z literą
świetnie koresponduje warstwa ilustracyjna. Pyszne, bajkowe, choć wręcz
IKEI-owskie (ale bez urazy) wycinanki z wyklejek stoją w pozornej kontrze do
klasycyzujących, malowanych ilustracji Kitty Crowther (laureatki ALMA – Astrid Lindgren
Memorial Award), a przecież świetnie je uzupełniają, grając na jednej nucie
folkloru, nostalgii i śnieżnej sielanki. Wizualny klimat tej książki jest taki, że aż fiordy przychodzą jeść z
ręki. Zapowiada to już ilustracja wybrana na okładkę, w której gra świateł,
gestu i postaci jest wyjątkowo piękna, spokojna i cicha – w nastrojowy, wcale
nie smutny sposób. Precyzja detalu, podkreślenie ruchów pędzla, wyczulenie na związki
koloru ze światłem – te właściwości w przeważającej mierze budują baśniowy urok
ilustracji. Nieobojętna dla sprawy jest też obecność dużej ilości różnego
rodzaju zwierząt. Jeżeli jesteście podatni na świat Ilon Wikland, a
jednocześnie szukacie czegoś bardziej wychylonego w stronę liryzmu kosztem pedanterii
realistycznego przedstawienia – tandem Kitty Crowther & Astrid Lindgren jest
w sam raz na Wasze potrzeby.
Można
powiedzieć, że książka ta jest taka jak płótno okrywające jej grzbiet i skraj
okładek – w ciepłym, nasyconym, a jednak nierażącym odcieniu, barwiącym nitki w
powtarzalnych, prostopadłych, swojskich spotkaniach wątków i osnowy.
Można
powiedzieć, że jest jak jej okładka – promieniejąca ciszą serdecznego, choć
niewymagającego słów spotkania.
Można
powiedzieć, że jest jak jej bohaterowie – zatopiona w ciszy snu lub czuwania.
Nieraz
brakuje nam takich spotkań, barw, tej próby obecności – lub obecności tej próby.
Dlatego warto zaprosić „Skrzata” do domu. O ile tylko nie boimy się momentów,
gdy jest cisza i nic się nie dzieje. A może właśnie wtedy, gdy się tego boimy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz