piątek, 7 sierpnia 2015

Chłopak na opak. Raz, gdy chciałem być szlachetny - Bohdan Butenko



Ilustracje: Bohdan Butenko
Autorka: Hanna Ożogowska
Tytuł: Chłopak na opak. Raz, gdy chciałem być szlachetny
Wydane: 'Nasza Księgarnia', Warszawa, Polska, 1975.
Wydanie I.





"Olesia ma pechową ciocię, której nigdy się nic nie udaje. Ciągle zaczyna w innym miejscu pracować i jak tylko parę tygodni popracuje, mówią jej, że się nie nadaje do roboty. Olesina ciocia zupełnie nie rozumiała, dlaczego tak się dzieje, aż wreszcie poszła do wróżki i wróżka jej powiedziała. Olesina ciocia jest urodzona trzydziestego pierwszego. Te cyfry są niedobre, bo jak je przestawić, to robi się trzynastka, a kto ma blisko siebie trzynastkę, to go los prześladuje. Pech."


"Noga drze babcię ze starości. Nie rozumiem tylko, dlaczego jedna, przecież chyba obie nogi są jednakowo stare?"




"A ja tymczasem rozejrzałem się uważnie po umywalni. Możliwości, faktycznie, były niewielkie. Pola do popisu - wcale. Czarno-ciała tafelkowa posadzka. Białe miski, biała półka, wieszaki na ręczniki, białe ściany. Czysto wszędzie, aż zimno się od tego robi. Żeby chociaż jakiś obrazek na ścianie albo jakiś przyjemny napis... Napis! Już wiedziałem, co zrobię."



"I zacząłem go namawiać, żebyśmy się ćwiczyli jak ten fakir. Kiedy już się wyćwiczymy - może zzkoła urządzi na przykład jakąś akademię - a tu my występujemy za fakirów i kładziemy się na deskach nabitych gwoździami. A w całej sali ludziom aż dech zapiera. No co, zły pomysł?"


"- A co byś mi dał? - pyta Wacek.
- Za co?
- A za to, że cię wpuszczę na moje drzewo.
- Twoje drzewo! Wielka rzecz! Nic bym ci nie dał. Ubyłoby ci czy co?
- Oho! Na takie miejsca to amatorów będzie cała kolejka. Po rękach będą mnie całować. A ty chciałbyś za darmo. Za darmo nie puszczę. [...]
Wtedy go popchnąłem, ale zupełnie leciutko, a on się zaraz przewrócił. A jak wstał, rzucił się na mnie jak wariat."


"Wyszliśmy z Tomkiem do parku i zobaczyliśmy jeża. Tomek zapytał, czy ja wiem, że jeż ma 16000 igieł. Więc go zapytałem, skąd on to wie. A on od razu:
- Nie wierzysz?
- Nie wierzę - mówię - bo przecież nikt tego nie może policzyć.
- Jak to: nie może! - zawołał Tomek. - Zaraz się przekonasz, tylko pomóż mi go złapać."


"[...] Tomek jest chłopak sprytny. Słyszał, że te autograty chłopaki mają dostać od zagranicznych sportowców, którzy przyjeżdżają do nas na zawody. Więc Tomek od razu odgadł, że to będą popsute auta i że zagraniczni goście podarują je chłopakom. [...] 
- Australia - mówię - to jest zupełnie oddzielna część świata, oblana ze wszystkich stron wodą. Przyjechać stamtąd trzeba okrętem i jeżeli nawet ktoś zabiera ze sobą auto, to może ono zupełnie spokojnie stać sobie na pokładzie i wcale się nie niszczy.
- A jakże - mówi Tomek - nie niszczy się! A jak jest burza? A na morzu musi być burza, bo co by to było za morze? I wtedy okrętem rzuca po całym morzu jak skórką z pomarańczy. Ludzie morskiej choroby dostają, a co dopiero auto. Ciska nim po całym okręcie, że coś okropnego. Wyobrażasz sobie? po dobrej szosie do Warszawy auto jeszcze dojedzie, ale potem to już taki autograt, że nie ma co zabierać".



"- Na każdego z nas wypada po dwa złote, czyli po pół strzyżenia u Tomkowego fryzjera. Skoczę po nożyczki i do połowy ostrzyżemy się sami. A na dokończenie pójdziemy do niego."


"Nasza nowa pani prosiła, żeby każdy z nas postanowił sobie coś dobrego. Może to postanowienie jutro powiedzieć albo, jak się nie chce, to może nikomu o nim nie mówić, ale powinien je sobie wyryć w głowie, żeby o nim dobrze pamiętał przez cały rok. [...]
- Więc my to postanowienie wyryjemy na ławkach. Nigdy o nim nie zapomnimy, bo zawsze będziemy mieć je przed oczami. A wszyscy będą nam zazdrościli wspaniałego pomysłu."


"- Jacku, ja już sama nie wiem, co mam z tobą zrobić. Obiecaj mi, że tę dwójkę poprawisz. Tak, żebyśmy o niej zapomnieli, bo to wielka dla mnie przykrość. [...] 
Wziąłem się zaraz po obiedzie. Namęczyłem się, bo to wcale nie było łatwe. Chciałem dwójkę poprawić na piątkę - nie pasowało. Na czwórkę też nie. Udało się na trójkę [...]"


"Ja, proszę pani, wolałbym posłuchać o hienie niż o higienie, ale trudno. Ale jeżeli ma być szczerze, to muszę powiedzieć, że ja się myć nie lubię. A najgorszej nie lubię myć uszu i szyi. Moja mam powiedziała, że co by było, gdybym ja miał szyję jak żyrafa. Tyle mycia! Ale mnie się zdaje, że to nie byłoby takie straszne, bo na takiej pstrej szyi wcale nie widać, gdzie umyte, a gdzie nie. A na mojej widać."


"Widziałem, że Wieśkowi oczy na wierzch wyłaziły ze zdziwienia. Czekałem, kiedy wreszcie powie, że się >>wywiązuje<<. ale on - nic, tylko patrzył."


"Po drodze Tomek opowiedział mi, że wczoraj widział na własne oczy w >>Expressie<< takie ogłoszenie: >>STÓŁ DO ODRABIANIA LEKCJI SPRZEDAM<<. [...] To jest taki wynalazek jak w bajce >>Stoliczku nakryj się<<! Siadasz i mówisz: >>Stoliczku, odrób lekcje<<. Pycha! [...] [Okazało się, że to...] Najzwyczajniejszy stół, który tylko stoi i nic więcej. Nie wie nawet, ile jest dwa i dwa. Starsza pani gderała, że pewnie jesteśmy leniuchami, a dziewczynka usiadła na kanapie i zaczęła się śmiać. Pudel też wskoczył na kanapę i machał ogonem, jakby z uciechy. Głupi pies! Gdyby wynaleziono stoły do odrabiania lekcji, to byłoby więcej czasu na spacer z psami. Głupi pudel."  



"[...] Kasia i ta jej koleżanka jak zaczęły trajkotać! Że >>Koziołeczek<< to książka dla drugiej klasy. Że one już ja dawno znają i że to do konkursu [głośnego czytania] się nie liczy."



"-Tatusiu, a czy tatuś ma już koronę?
- Mam - mówi tatuś - nie zauważyłeś? - I pokazuje mi koronę... na zębie!"


"- Nie śmiej się z młotka! Może się przydać! Jak się na ciebie rzuci jaki lew albo tygrys, to ja go tylko młotkiem stuk! - i skóra gotowa.
- Akurat go trafisz! Lepiej wziąć mydła. Jak się zorientujemy, że w okolicy są drapieżne zwierzęta, to narobimy z mydła piany i będziemy ją mieć pod ręką. Kiedy taki zwierz podejdzie do nas, to my pac!pac! - mydłem prosto w ślepia. I w nogi!... Rozumiesz! Zanim on się pozbiera, to my już będziemy w mieście, gdzie jest ukryty skarb."



"Siedzę, siedzę i myślę, aż tu nagle czuję, że mi coś ciepłego po nodze do buta leci."


"- Jacek Czarnecki? - pyta dozorca. - Na pewno [tu mieszka] i to od samego urodzenia. A bo co?
- To dla jego ojca ten wieniec.
Jak to nasz dozorca usłyszał, to, mówię ci, po prostu zbaraniał. Ale zaraz wszedł do bramy i zaczął wołać:
- Panie czarnecki, niech pan tu idzie! Pilna sprawa do pana!"
Wyszedł twój ojciec, a dozorca mówi:
- Tu wieniec dla pana przynieśli."



"- Ja znam babciny sekret. [...] Zupełnie łatwy: żeby kartoflanka była dobra, musi przez nią świnia przelecieć. [...] Pędziliśmy świnię prosto na kociołek. Świnia leci truchtem przy ziemi, ale przecież kociołek stoi nisko. Myśleliśmy, że przeskoczy go z łatwością. Z lewej strony pilnował Tomek, z prawej- ja. Już blisko nasza kartoflanka, aż tu brzdęk!!!"




"Ja zaraz wszystko druhowi wytłumaczyłem. I powiedziałem, że wcale nie szczułem, tylko leciałem z Azorem za Olkiem, żeby go zachęcić do szybszego biegu."



"Żeby już zupełnie na pewno znalazł się taki, co weźmie kotka i wybawi ciocię Franię z kłopotu, na wszystkich przerwach chodziłem do innych klas, dawałem adres, przypominałem, że dopiero po czwartej i prosiłem, żeby każdy powiedział swoim znajomym i zachęcił do obejrzenia. Jak się mówi: kupić - nie kupić, a zobaczyć można."


"Niech się mama tak nie przejmuje - mówiłem - czy to ja jeden się biłem? Ile to już razy słyszałem: król Bolesław Chrobry bił się, Władysław Łokietek - też. A jak się bił król Jagiełło, to sama mama bardzo dobrze wie, bo na filmie >>Krzyżacy<< byliśmy dwa razy."






"- Chciałabym przede wszystkim, żebyś wyrósł na porządnego człowieka - mówi mama.
- Naturalnie, że na porządnego, ale mogę przecież być i porządny, i sławny. Tak na przykład, jak Adam Mickiewicz.
- Adam Mickiewicz? Ho, ho, mój kochany, przecież to najsławniejszy polski poeta. Gdzie ci do niego? Daleko!
- Może nie tak daleko - mówię - bo jak chodził do szkoły, to też na drugi rok w tej samej klasie został. 
- Też? - powiedziała mama tak jakoś przeciągle [...] - Przestań o tym Mickiewiczu i nie doprowadzaj mnie do ostateczności! Skąd ci do głowy przyszło z nim się porównywać! Mickiewicz jako dziecko z okna wypadł i chorował, nic dziwnego, że na drugi rok został, a ty?
- Dobrze - mówię - jak mamusia chce koniecznie, to ja też z okna mogę wypaść, proszę bardzo. Tylko, że u nas trzecie piętro... 
I chociaż nic już o Adamie Mickiewiczu nie powiedziałem, mamusia >>doszła do ostateczności<<."






- Aha, i zaraz powiesz, że setka [bierze się] ze złotówek, a złotówka z grosików. Znak to. 
- Nie - przerwał Mirek. - Zaczynałem od pięciu złotych. Wiesz za co? Za butelki. Najtrudniej było o te pierwsze pięć złotych."


"[...] muszę się dobrze przyjrzeć z bliska Wiśle."



"[...] co w takim [nowym] mieszkaniu jest najważniejsze [...] 
- Według mnie łazienka jest najważniejsza, szczególnie wtedy, kiedy się przyniesie ze szkoły dwójkę. Bo o tej dwójce najlepiej powiedzieć ojcu przez drzwi łazienki, jak siedzi w wannie. Zanim się wykąpie i wyjdzie z wody - najgorsza złość już mu przejdzie. Woda na nerwy bardzo dobrze działa."


"Nie krzycz tak na dziecko! Do czego to podobne!
>>Kochany dziadzio! - pomyślałem sobie. - Orboni mnie. Jak to dobrze, że do nas przyjechał.<<
- A czy ojciec nie pamięta, jakie ja lanie dostałem - mówi mój tatuś - kiedy w jego wieku wziąłem się za papierosy?
- Lanie - tak. Przeciw laniu nic nie powiem - mówi dziadzio. - Ale po co tak krzyczysz?"




1 komentarz:

  1. Świetna książka! W tamtym roku kupiłam na Allegro to wydanie i czytałam w wakacje ze Starszym. Pękaliśmy ze śmiechu :-)

    OdpowiedzUsuń